czwartek, 5 października 2017

Wyprawa

Wróciłam z mokrym futrem, przyklejonym do ciała otoczonego dusznym powietrzem zmierzchu. Mijając domy zauważyłam niewielkie zmiany. Wewnątrz niektórych z nich wyczuwałam obecność nowo przybyłych. Niedługo będzie trzeba się przywitać, ale teraz czas na prace.
Jako miejscowy piekarz, któremu nawiasem mówiąc kończyła się kawa i parę innych rzeczy, musiałam zakasać rękawy i wziąć się ostro do roboty.
Niedługo potem w domu unosił się słodki zapach drożdży i zakwasu. Piec palił się całą noc, bez ustanku wypiekając coraz to różniejsze smakołyki. Wczesnym rankiem spakowałam kosz, zostawiając kilka jeszcze parujących bułek na ganku i ubrana w czarną pelerynkę z futrzanym kapturem, opuściłam moje przytulne Ciche Miasto.
Moim celem były okoliczne wsie Heri, Hodie, Cras, oraz sporych rozmiarów leżące pomiędzy nimi miasto Frustra, gdzie można było dostać prawie wszystko. A to czego nie dało się znaleźć na miejscowych ladach, zazwyczaj można było dostać pod nimi, oczywiście za dodatkową opłatą.
 Handel kwitł. Środek lata to najlepsza pora na robienie interesów, wszyscy wychodzą ze swoich chałupek by wymienić lub nabyć towary zrobione lub upolowane w czasie zimy, takie jak kosze, biżuteria czy futra. Szlaki stawały się na krótki okres łatwiejsze do przebycia dla licznych komiwojażerów. Niestety nie przepadałam za tym natłokiem ludzi.
Trzymałam się wąskiej, zarośniętej ścieżki biegnącej tuż obok lasu. Skinieniem głowy pozdrawiając znanych mi wieśniaków. Szybko pozbywałam się smakowicie pachnących bułeczek cynamonowych, w mojej kieszeni przybywało miedziaków. Bochenki chleba z leśnymi orzechami, oraz dziko rosnącymi jagodami zostawiłam dla stałych klientów w mieście. Wkraczając do niego zawsze czułam się nieswojo. Mój instynkt drapieżnika wprost szalał. Nie tylko on niestety...mój czuły nos zostawał zalany całą gamą skrajnych zapachów, perfum, ludzkich niemytych ciał, odpadków, krwi i zapachu dzikich zwierząt takich jak kaczki i bażanty trzymane w klatkach na placu handlowym. Przyśpieszyłam kroku, przeskakując na pewno nie deszczowe kałuże, uroki przemykania się wąskimi uliczkami. W końcu trafiłam do gospody "Pod Złotym Koziołkiem" i tam dostałam moje złote monety. Szybko opuściłam to miejsce z koszem pełnym tym razem wcześniej zamówionymi tu towarami. Monety przyjemnie dzwoniły w moich kieszeniach. Droga powrotna zajmowała mi znacznie więcej czasu. Nie chciałam wnosić tych wszystkich zapachów pozostałych na mojej skórze do mojego miasta.
Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, w powietrzu brzmiała cała horda owadów zachęconych przez zbliżający się zmierzch do życia. Z oddali słyszałam już szum wody. Niewielki, wartki strumień z kamiennym dnem był idealnym miejscem na krótki postój i obmycie członków z nawet wyimaginowanych nieczystości. Jak na dużego kota uwielbiałam kontakt z wodą. Niestety dziś musiałam się tym cieszyć będąc w ludzkiej postaci, ale to już niestety nie to samo. Sukienkę włożyłam na wciąż mokre ciało. Niosąc mój pakunek nie mogłam doczekać się by poznać nowych mieszkańców Cichego Miasta.

niedziela, 7 sierpnia 2016

Formularz Jesabel Minx


Imię i Nazwisko: Jesabel Minx
Pseudonim: Jesa
Płeć: Kobieta
Orientacja seksualna: interesuje się mężczyznami- heteroseksualizm 
Wiek: około 22 lat

Wygląd: czarne, krótkie włosy i ciemne oczy, blada skóra, około 164 cm wzrostu, szczupłe ciało bez większych kobiecych zaokrągleń,

Charakter: Jestem spokojną osobą, lubiącą chodzić własnymi ścieżkami. Działam instynktownie, zdając się na łut szczęścia. Choć nie przepadam za towarzystwem innych, to od czasu do czasy potrzebuje pieszczot czy kontaktu fizycznego i brak tego sprawia mi namacalny wręcz ból. Miewam ataki paniki nad którymi w pełni nie panuje. Jestem opiekuńcza, dając jednak przestrzeń do samorozwoju. Lubie ciepło i miękkie przedmioty, zimne prysznice, pływanie.

Zawód: Piekarz

Historia: Długo żyłam karmiona przez dokową codzienność dzieci bezdomnych, walcząc o ochłapy jedzenia i kąt do spania. W wieku ok 6 lat pierwszy raz zabiłam człowieka. W późniejszym czasie pracowałam jako pomoc stajennego ukrywając się przed światem jako Sebastian. Trafiłam do Cichego Miasta przygarnięta przez tutejszą żonę piekarza Sare Minx.

Moc: Potrafię przybrać postać czarnej pantery, oraz porozumiewać się z innymi zwierzętami.

Ograniczenia-słabości: Jestem najprawdopodobniej uzależniona od kawy. Kiedy jestem bardzo głodna trudno mi panować nad instynktem drapieżnika. Mam klaustrofobie. Nie potrafię budować trwałych relacji, bojąc się jednocześnie samotności i odrzucenia.

Czego szukam w Cichym Mieście: Swojej przystani, przestrzeni w której będę mogła funkcjonować bez strachu.

środa, 3 sierpnia 2016

Moja historia

Z samych początków nie pamiętam zbyt wiele. W moich wspomnieniach są czyjeś niewyraźne słowa, wypowiadane czułym szeptem, wszechogarniające uczucie ciepła...i to by było na tyle. Później już tylko pamiętam doki przy starej fabryce i tłum ludzi mijanych co dzień, smród, brut i robaki pełzające po ciele. Nocowałam gdzie popadnie wraz z innymi dziećmi, a w ciągu dnia wałęsałam się szukając czegoś do jedzenia. Ciągle towarzyszyło mi uczucie głodu. Aż pewnego dnia był już on tak duży, że pomimo ostrzeżeń starszych dzieciaków zawędrowałam w stronę po części opuszczonych magazynów- w których wciąż nieraz można było znaleźć porzucone towary. Było mi po prostu wszystko jednio, wiedziałam że jeśli dziś albo jutro nic nie zjem, to kolejne dni spędzę leżąc już tylko, bo na nic innego nie starczy mi już sił. Nazbyt wiele widziałam takich przypadków i ich finał, aby samej pozwolić sobie na to.
Zbieg okoliczności zaprowadził w stronę starych magazynów również pewnego robotnika ze specyficznymi nazwijmy to "preferencjami". Skuszona świeżym kawałkiem chleba i sera przełamałam własny strach i ostrożność podchodząc bliżej do nieznajomego, który skutecznie pozbawił mnie złudzeń co do prawdziwego oblicza tego świata. Wtedy też po raz pierwszy zabiłam. Nie przedmiotem, nie rękami a własnymi kłami rozdarłam najpierw jego krtań, by po chwili w dzikim szale zjeść część jego samego. Z powodu szoku i strachu zwróciłam wszystko to co miałam w żołądku. Wtedy też podjęłam decyzje o definitywnym opuszczeniu tego miejsca.
Przecież nigdzie nie może być gorzej niż tu myślałam, przerażona tym że ktoś odkryje to co zrobiłam. Miałam wtedy może z 6 lat, ale już wtedy wiedziałam że chyba nie jestem w pełni podobna do moich rówieśników.
Statek przemysłowy na który ukradkiem udało mi się wśliznąć cumował po drugiej stronie kraju. Gdzie jako mały chłopiec udało się mi w pełni bezpiecznie dotrzeć do Miltin, miasta znacznie spokojniejszego i oddalonego od portu. Przygarnięta jako pomoc stajennego, zaznałam w końcu trochę wygody i nie musiałam dłużej martwić się o dach nad głową czy też pusty brzuch. Pomału zapominałam to, co wydarzyło się w dokach. Blisko 3 lata przeżyłam ukrywając się przed światem jako "Sebastian". Z powodu odkrycia mojej prawdziwej płci byłam zmuszona szukać jednak innego miejsca, tak trafiłam do Cichego Miasta. Miejscowa żona piekarza Sara Minx nie mogła mieć własnych dzieci i tak też dzięki jej nieszczęściu, zaznałam w swoim życiu trochę matczynego ciepła i rodzinnej atmosfery. Do czasu, aż odkryłam tajemnice którą skrywa to miejsce...

poniedziałek, 1 sierpnia 2016

Mój dzień

Dzień jak co dzień, otworzyłam okno by wpuścić ciepłe jeszcze powietrze. Duchota była nie do wytrzymania, dobrze że udało mi się przespać ranek i wstać dopiero późnym popołudniem. Krótkie włosy lepiły mi się do skóry, lekko kręcąc się przy skroni i karku. Niecierpliwie przeczesałam je lekko kościstymi palcami. Z tego co zdążyłam odnotować po przebudzeniu, to moja poranna kawa zdążyła na dobre wystygnąć i zredukować się w kubku do gęstej nieapetycznej mazi. Nienawidzę upałów, odbierają mi ochotę na tą odrobinę codziennej przyjemności. Kubek wrzuciłam do starego kamiennego zlewu, po drodze zdzierając z siebie koszulkę i halkę.
Przystanęłam na schodach prowadzących do mojego domu i czekałam. Wiatr z zachodu rozwiewał delikatnie włosy na karku zapowiadając nadejście upragnionego deszczu. Czekałam, nic jednak nie wskazywało na to by moja wiadomość dotarła do Nich. Lekko zawiedziona ruszyłam główną i zarazem jedyną ulicą- mój dom stał na samym jej końcu, przycupnąwszy na niewielkim wzniesieniu i schowany za wielką płaczącą wierzbą. Jego wschodnią ścianę pokrywał charakterystyczny krwisty winobluszcz. Miasteczko posiadało jeszcze parę domków ulokowanych w niewielkiej odległości od siebie i różniących się miedzy sobą wielkością i stylem. Bujna zieleń tworzyła cienie na skalnej drodze prowadzącej do niego, kamienie miło chłodziły moje gołe stopy. Ilekroć przechodziłam wzdłuż głównej ulicy nie mogłam powstrzymać się przed uczuciem dumy. Było to moje miejsce, odcięte od świata zewnętrznego. Tu było bezpiecznie, nie trzeba było chować się przed spojrzeniami ludzi nic nie rozumiejącymi z kim mają do czynienia. Nie czuło się tu strachu ani ograniczeń, pętających duszę.
Przy domku z zielonego kamienia odbiłam ostro w prawo, wspinając się na niewielkie wzniesienie. Tym razem moje stopy deptały miękko porastający poszycie mech, czułam na skórze dotyk paproci i listowie małych drzewek. Było to jak zaproszenie. Skóra swędziała i lekko paliła między łopatkami, jeszcze tylko chwilę i...czarna pantera bezgłośnie przecinała leśny szlak prowadzący do jeziorka zaopatrywanego w wodę przez niewielki wodospad. Wypływał on dziś leniwie zza skał., o tak -to tylko część tego co skrywało to niezwykłe miejsce...